Forum www.domnocy.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   FanFiction / Twórczość ogólna   ~   Czas Śmierci - moje opowiadanko ;]
chris
PostWysłany: Pon 14:41, 17 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Daleko ^^


To jest początek opowiadanka tzw. Prolog

Prolog
Las, ciemny wielki las i ja. Stoję po środku ogromnej polany zalanej półmrokiem, nade mną zbyt blisko niż być powinien księżyc w okazałej pełni. Rozglądam się, ale nic nie dostrzegam, panuje przedłużająca się cisza. Tylko lekkie podmuchy wiatru poruszają zielonymi świerkami, mokrymi po obfitym deszczu. Krople spadające na ściółkę leśną wywołują prawie niedosłyszalny dźwięk. W oddali dał się usłyszeć niepokojący szelest. Mój oddech nabiera tępa, coraz szybciej wdycham i wypuszczam powietrze. Umysł podpowiada, że nic mi nie grozi, lecz ciało wcale go nie słucha. Po moim ciele co chwila przechodzą dreszcze, wydobywające się od nasady palców, idąc ku górze, kończą swoją wędrówkę na łopatkach. Czuję je jakby wbijały się we mnie tysiące małych igieł, ogarniając ciało falą bólu.
Mój niepokój wzrasta, a w bladym świetle księżyca nie wiele mogę zobaczyć. Zdaje mi się jednak, że widzę w zaroślach czerwone pobłyski. Po krótkiej chwili zza mokrych krzaków wyłania się coś, przypominającego posturą dużego psa, o długim ogonie i czerwonych ślepiach. Powoli lecz pewnymi krokami przesuwa się w moją stronę ujawniając lśniące, białe kły długości małego palca u dłoni. Z jego paszczy wydobywa się syk jak u węża, a ogon zbytnio się wije. Sam patrzę na niego w osłupieniu, całkowitym odrętwieniu, nie mogąc ruszyć ręką, ani zamrugać. Nie, to nie jest osłupienie. To jest strach, który paraliżuje ciało, nie pozwalając wykonać najmniejszego ruchu jak po ugryzieniu jadowitego pająka.
Zauważywszy że nie oddycham, łapczywie zaczerpnąłem powietrza. Potwór skierował czerwone ślepia w moją stronę, jakby dopiero mnie spostrzegł. Nagle ruszył tam gdzie stałem, aby sprawdzić co zwróciło jego uwagę. Zbliżał się coraz szybciej i gdy przystanął jakieś trzy metry ode mnie, mogłem określić, że jest to wielki Marw, mający w kłębie grubo ponad metr dwadzieścia. Marwy żyją na Stepach Wiecznego Ognia i rzadko spotyka się je w lasach. Ten musiał bardzo oddalić się od stada. Jest to stworzenie wielce niebezpieczne, które zabije każdego kto stanie na jego drodze. Nie pozbawia życia jak lwy czy trolle tylko powoli, tak aby zadać największy ból. Najpierw kąsają wstrzykując jad, który unieruchamia mięśnie, a potem rozrywają ciało, po małych kawałeczkach. Ten stwór ma ogon jak u Gorgony, łapy silne i uzbrojone w ostre pazury, a pomiędzy zębami język z rozdwojoną końcówką. Ciało jego mieni się barwami czerni i ciemnego fioletu. Jest zwinny i tylko nieliczni uchodzą z życiem.
Jego najeżona sierść zaczęła błyszczeć w blasku księżyca. Oczy całkiem szkarłatne wierciły mnie aż na wylot, a po kłach ściekała ślina, gęsta maź, która odczepiała się od zębów w połowie drogi do trawy. Mój mózg przeanalizował całą sytuację dość szybko. Zdałem sobie sprawę, że jestem w wielkim niebezpieczeństwie i czas wziąć nogi za pas. Jego oczy… Nigdy takich nie widziałem. Wpatrywały się we mnie z takim gniewem, taką nieznaną tajemniczością, że sam nie wiedziałem czy powinienem stać czy puścić się w głąb lasu. Męczyć się ucieczką i zginąć? Czy stać i też zginąć? Podświadomie wybrałem tę pierwszą opcję. I jak koń z boksu wyrwałem się biegiem przez las. Biegłem ile sił w nogach co jakiś czas potykając się o wystające z ziemi korzenie. Zerkałem za siebie kilkakrotnie, ale nic za mną nie biegło.
W głowie krążyła mi tylko jedna myśl. Jak długo jeszcze muszę biec? Słyszałem łamiące się pod moimi stopami gałęzie, szeleszczące liście i przeraźliwy charkot za plecami zdający się być coraz bliżej. Dlaczego jeszcze mnie nie dogonił? Czy traktował mnie jako posiłek, czy tylko rozrywkę? „Traktował” ! Co ty sobie myślisz?! Na głowę upadłeś?” Skarciłem się w myślach, no tak przecież te stworzenia tak nie rozumują, chcą tylko zaspokoić głód. Chyba że ja nic o nich nie wiem.
Biegłem dalej nie zwalniając tępa i o dziwo się nie męcząc, ale nadal czułem ciężki oddech i charkot bestii. Wybiegając na jakąś polanę, uświadomiłem sobie, że strasznie szczypią mnie policzki. To gałęzie biczowały mnie nie miłosiernie. I nagle nastała głucha cisza. Brak wszystkiego: mego oddechu, warczenia, pękających gałęzi, szumu wiatru. Ciemność. Nigdzie księżycowego blasku, grawitacji. Uczucie wszechogarniającej pustki, dryfowanie w niej. Śmierć? A więc taka ona jest. Wszystko zabiera, nawet ból, choć go nie czułem, oprócz piekących wcześniej policzków. Żadnych szponów rozdzierających skórę, ciepłego potoku krwi, nie słyszałem nawet własnego krzyku. Szybko sobie ze mną poradził. I to już koniec?
Pustka… Nic więcej. Zaraz, zaraz, a te ciepłe muśnięcia czoła i policzków, to znaczy że jeszcze je mam. Odrętwienie nogi i...
…brutalne przebudzenie. Przeraźliwe wycie. Coś musiało przestraszyć Orwię, przez co i ja sam byłem przerażony, a oprócz tego spadłem z łóżka. Szybko zrzuciłem z siebie pościel i podbiegłem do okna. Z góry widziałem mego pupila i jakąś dziwną osobę stojącą w bezpiecznej odległości od domu. Nikogo mi nie przypominała, zresztą z tej odległości nie mogłem rozpoznać właściciela sylwetki, cały pogrążony był w mroku. Słońce dopiero wschodziło, więc na dworze panowała szarość. Orwia zaniepokojona stała blisko drzwi wejściowych, cała nastroszona i lekko warczała. Otworzyłem okno i nim zdążyłem coś powiedzieć, zabrzmiał tubalny głos nieznajomego.
- Czy mógłbyś wyjść i porozmawiać? Mam ważną informację do przekazania.
- Tak, zaraz zejdę. Proszę chwilę poczekać, muszę się ubrać. – Krzyknąłem dość głośno, a na końcu głos mi się załamał. Moje stworzonko spojrzało na mnie prosząco. Zrozumiałem, iż chce abym szybciej stanął u jej boku.
- Odziej się szybko. Mam niewiele czasu, a wiele do zrobienia. – Przytaknąłem kiwając głową i przymknąłem okno. Udałem się do niewielkiej łazienki, uruchomiłem dźwignię włączającą zimną wodę i przemyłem twarz. Szybko, lecz starannie ułożyłem krótkie włosy i ubrałem mój codzienny strój: szarą koszulę oraz szerokie skórzane spodnie. Jeszcze raz przejrzałem się w lusterku i ruszyłem pędem po schodach w kierunku drzwi. Przebiegając przez korytarz zerknąłem w stronę kuchni. Nikogo tam nie było. Rodzinka musiała wybrać się na polowanie. Nie zwalniając tępa przycisnąłem klamkę mając nadzieję, że drzwi są otwarte. Jednak nie były, co spowodowało uderzenie w twarde deski. Memu jękowi zawtórował jęk gryfa. Potrząsnąłem tylko głową, przekręciłem klucz i jak gdyby nigdy nic wyszedłem na dwór.

zapomniałem dodać, że to nie jest związane z Wampirami Ale mam nadzieję, że to nie przeszkadza Liczę na szczere komentarze, jeśli się pojawią Abym wiedział co powinienem poprawić, jak się komuś spodoba to wstawię 1 rozdział Mruga


Ostatnio zmieniony przez chris dnia Pon 16:08, 17 Maj 2010, w całości zmieniany 1 raz
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Panna_Czelokada
PostWysłany: Pon 17:13, 17 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


wiedziałam, że to sen xD
Bardzo fajnie się nie zapowiada i bardzo fajnie, że o nie będzie o wampach. Przejadły mi się. Ciekawy początek zachęcający to dalszego czytania.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chris
PostWysłany: Pon 18:40, 17 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Daleko ^^


No czy ja wiem, to dopiero początki moje z pisaniem Bo odkąd pamiętam to nie byłem dobry w te klocki Tak mnie coś natchnęło Mruga Bo to jest historia Elfa Więc jak chcecie pierwszy rozdział to napiszcie to wstawię Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pyza
PostWysłany: Pon 22:14, 17 Maj 2010 
Trzecie formatowanie
Trzecie formatowanie

Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


mi się podoba:]
tam w tym śnie trochę pomieszałeś czasy, teraźniejszy, przeszły ale może tak miało być, nie wiem;p
oczywiście wstawiaj 1 rozdział.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Panna_Czelokada
PostWysłany: Wto 13:42, 18 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 07 Maj 2010
Posty: 46
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


pyza napisał:
mi się podoba:]
tam w tym śnie trochę pomieszałeś czasy, teraźniejszy, przeszły ale może tak miało być, nie wiem;p
oczywiście wstawiaj 1 rozdział.

wydaje mi się, że tak ma być ale się nie znam za bardzo xD
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruda.
PostWysłany: Wto 19:23, 18 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 06 Lut 2010
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice


Hej
Teraz ja się odwdzięczam...
Prolog... cóż, mnie bardzo zaciekawił i przede wszystkim przypomniał mi początek mojego opowiadanie które zalega gdzieś w zeszytach
W każdym razie... 1 błąd - tępa to może być dziewczyna , a jeśli chodzi o szybkość poruszania się to pisze się "tempo" Mruga)

Mruga)
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chris
PostWysłany: Wto 20:47, 18 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Daleko ^^


Więc wstawiam

Rozdział I
Orwia szybko się zemną przywitała. Uściskałem ją mocno jak miałem w zwyczaju każdego ranka. Przytknęła swoją głowę do mojej i przekazała mi w myślach wiadomość:
- „Przepraszam za ten jęk, ale się przestraszyłam. Zaskoczył mnie, wygląda na jakiegoś posłańca”.
- Nic takiego się nie stało. – Ugłaskałem jej bialutkie pióra.
- Panicz coś mówił? – Nieznajomy spojrzał na mnie jak na wariata.
- Nie skądże, witałem się z ulubienicą.
- Raczy pan mnie wysłuchać? Mam informację do przekazania.
- Oczywiście proszę mówić. Już się nie cierpliwie. – Nieznajomy wyciągnął wielki rulon, rozwinął cześć i zaczął swoją przemowę.
- Wiadomość do mieszkańców i stworzeń żyjących w królestwie Wiecznych Lasów. Z rozkazu króla, jakże miłościwie nam panującego Rytfryda Marka…
- Tak znam jego wszystkie imiona, proszę przejść do sedna sprawy. – Przewinął z pół arkusza i ponownie zaczął czytać.
- … a więc jak już rzekłem, miłościwy król postanowił wszystkich ostrzec. Z zamkowego więzienia uciekła nieobliczalna i żądna mordu wiedźma. Znana pod imieniem Trukia, władca prosi aby każdy z jego poddanych miał przy sobie broń, dopóki nie uda się jej schwytać. To tyle paniczu. Dziękuję za wysłuchanie i nalegam aby pan przekazał tą wiadomość rodzinie i bliskim. Niech światło najjaśniejszej z gwiazd pozostanie w waszych domostwach.- Jak ja nie lubię ich pożegnań, oczywiście najukochańszy władca takie wymyślił i każdy z jego posłańców żegna się w ten sposób.
- Serdecznie dziękuję, udanej podróży. – Pomachałem mu dłonią na pożegnanie gdy znikał już za drzewami.
Odwróciłem się na pięcie i ruszyłem do domu. Kiedy znowu usłyszałem ten sam tubalny głos, odwróciłem głowę. Posłaniec biegł w moją stronę.
- Paniczu! Chłopcze proszę zaczekać, jeszcze jedno. Niech pan wypełni formularz, że mnie wysłuchał. – Kolejna bzdurna ustawa króla i jego świty, każdy musi wypełnić rubryczkę kim jest i że zrozumiał informacje.
- Tak wiem, proszę podać mi dokument i coś do pisania.
- Proszę. To jest nowość, samo zapełniające się pióro, nigdy się nie wypisze. Cudowne nieprawdaż?
- Owszem, ale nie pisze. Proszę spojrzeć. Wypisał się, czy co? – Nie mogłem powstrzymać śmiechu, posłaniec zrobił się cały czerwony. Zabrał pióro i podał normalne. Zacząłem wypełniać: Imię – Dorian, Z rodu – Laktorini, Rasa – elf, Zawód – żaden, Wiek – 54 lata / Dla rasy ludzkiej17 lat i nareszcie ostatnie. Czy kochasz swego miłościwego króla i darzysz go zaufaniem? – Oczywiście. Ale głupie pytania.
- Skończone. Coś jeszcze?
- Podpis i wszystko, dziękuję. Przepraszam za kłopot. Dowidzenia, ach bym zapomniał. Niech światło najjaśniejszej z gwiazd pozostanie w waszych domostwach.
- Tak i nawzajem. – Teraz poszedł na dobre. A ja muszę zjeść śniadanie. Orwia również.
Otworzyłem drzwi i razem weszliśmy do domu. Udaliśmy się do kuchni, gryf ułożył się na podłodze a ja zacząłem coś przygotowywać.
- Na co masz ochotę?
Podbiegła i przyłożyła głowę do mojej.
- „Mam ochotę na jakąś rybę. Może być żywa. I musisz się podszkolić, bo strasznie denerwuje mnie to, że muszę przykładać głowę. Już najwyższy czas abyśmy potrafili się porozumieć na odległość.” – odeszła i zrezygnowana zajęła swoje opuszczone miejsce.
- Tak masz rację. Zacznę się szkolić, ale ty też nie jesteś bez winy. – uszczypnęła mnie swoim dziobem - No dobrze, może to tylko moja wina. Już zaraz dam ci rybkę, a sam usmażę mięso. Ciekawo gdzie rodzinka i twoja siostra?
Znowu wstała, ale teraz niechętnie podeszła do mnie i przyłożyła głowę. Bardzo ją to nudziło. Mnie zresztą również.
- „Wybrali się upolować dziczyznę, oraz złowić ryby. Kazali mi przekazać, abyś się nie martwił i udał się ze mną do kowala po miecz twego ojca. Podobno ma być dzisiaj wykończony, pieniądze są w twoim pokoju na półce, zapewne ich nie zauważyłeś.”
- Zatem udamy się do kowala, ale przed podróżą musimy zajść jeszcze do Kirsi. Mówiła, iż musi udać się do miasta. Pójdziemy tam razem, dobry pomysł?
Pokiwała głową. Orwia jest moją najlepszą przyjaciółką od dzieciństwa. Ja i siostra dostaliśmy po gryfie od dziadka. Wszyscy byli bardzo zaskoczeni, bo mieć gryfa to rzadkość. Staruszek odkrył, że gdy wychowuje się gryfa razem z dzieckiem, nawiązują więź, której nigdy nic nie może zerwać. Na początku potrafią się porozumieć przez przytknięcie głów, następnie przez dłoni do ciała stworzenia, a gdy się więź wzmocni całkowicie i zostanie dobrze wyszkolona można porozumieć się na odległość. Ja zaniedbałem doskonalenie naszych stosunków, ponieważ byłem zbyt przejęty nauką strzelania z łuku. To jest bardzo ciekawa historia dlaczego byłem pochłonięty tym do reszty.

A więc, gdy rodzi się elf, zostaje poddany tak zwanej Próbie Druida. Polega ona na tym, że każdy kilka dni po narodzinach posiada ukrytą cechę zbrojną. Druid rzuca zaklęcie wizualne, chcąc poznać cechę od razu i aby potem nie błądzić w jej poszukiwaniu. Po wypowiedzeniu zaklęcia pojawia się nad elfiątkiem broń. U ojca pojawił się miecz, tak u mamy wałek, nie no żartuję, pojawił się kostur, siostra miała włócznię. Ze mną było bardzo dziwne, ponieważ pojawił się łuk. Tylko niby co w tym dziwnego? A to, że spłonął, następnie ogień ugasiła woda. I nikt nie wiedział co począć, jak się później okazało nie potrafiłem strzelać. Właśnie wtedy popsuły się lekko moje relacje z Orwią, ponieważ cały czas się ze mnie nabijała. Gdy rodzice nic nie zdołali wymyślić, udaliśmy się do druida. Powiedział on iż rozwikłał zagadkę. Zdolność moja polega na tym, że potrafię strzelać tylko strzałami magicznymi. Mędrzec rzekł że kiedyś miał już taką sytuację. Zaczarował trwale mój łuk, ale strzał nie otrzymałem. Jak się okazało, musiałem w umyśle stworzyć ognistą strzałę lub wodną, utrzymać ją i strzelić. Gdy to wyszkoliłem nie miałem problemu ze strzelaniem i bardzo mi się to spodobało. Najpiękniejsze było to, że ogień nie parzył, a wodna strzała nie moczyła rąk. Choć na początku bywało różnie. Teraz już strzelam bez zastanowienia nad obrazem w głowie. Nauka czyni mistrza. Ale nie czas na rozmyślanie.
- Chodźmy na górę, muszę się przebrać i coś ci opowiedzieć. – Gryf kiwnął głową, i wziął w dziób szczotkę z szafy. Zrozumiałem, że przed podróżą muszę wyszczotkować jego białe pióra na głowie, karmelowe na skrzydłach oraz brązową sierść. Tak to jest jak się ma pół-orła i pół-lwa.
Na górę prowadziły kręte schody. Na ścianach zawieszone były różne malowidła i obrazy członków rodziny. Na piętrze znajdowały się cztery pomieszczenia: mój pokój, pokój Elenor, sypialnia rodziców i łazienka. Okna z mego pomieszczenia wychodziły na południe dzięki czemu cały czas było tu jasno. Nie wiele rzeczy miałem w komnacie, tylko te najbardziej potrzebne. Gdy już byliśmy w pokoju wyciągnąłem z szały mój łuk, pelerynę oraz spodnie na zmianę. Orwia wzięła mieszek z pieniędzmi i położyła się na skórze czarnego niedźwiedzia. Zacząłem opowiadać mój sen, w tym samym czasie zmieniając ciuchy. Gdy skończyłem gryf wskoczył, a raczej wleciał na łóżko. Nasze myśli znów się złączyły.
- „Jeżeli śnił ci się Marw, to bardzo źle. Podobno oznacza to nieszczęście. Gdy nie widziałeś swojej śmierci, świadczy to o tym iż ktoś inny będzie cierpiał. Nie dobra nowina przed wyjściem. Musimy uważać na siebie.” – Tym razem odpowiedziałem jej w myślach.
- „A więc nikomu o tym nie mówmy i miejmy się na baczności. Ruszajmy szybko, tak aby wrócić przed resztą do domu.”
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie.
PostWysłany: Śro 13:07, 19 Maj 2010 
Piąte formatowanie
Piąte formatowanie

Dołączył: 10 Gru 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hawaii.


To ja może zacznę od, niestety, licznych błędów...

Cytat:
Orwia szybko się zemną przywitała

ze mną

Cytat:
- Nic takiego się nie stało. – Ugłaskałem jej bialutkie pióra.

Ee... ugłaskać można kogoś, a nie coś. Tak myślę. :lol: Lepiej by brzmiało po prostu "pogłaskałem"

Cytat:
Uściskałem ją mocno jak miałem w zwyczaju każdego ranka.

Uściskałem ją mocno, jak miałem w zwyczaju każdego ranka.

Cytat:
- Nie skądże, witałem się z ulubienicą.

Nie, skądże.

Cytat:
- „Przepraszam za ten jęk, ale się przestraszyłam. Zaskoczył mnie, wygląda na jakiegoś posłańca”.

Przed rozwinięciem myśli bohatera w nawiasie, myślnik jest niepotrzebny. Zaczynasz myśl od nowej linijki, bez myślników. Ładnie to wygląda, gdy jest ona napisana kursywą, wtedy wiadomo, o co chodzi. Mruga I lepiej by brzmiało "wyglądał", bo takie mieszanie czasów może trochę skołować czytelnika.

Cytat:
- Oczywiście proszę mówić. Już się nie cierpliwie. – Nieznajomy wyciągnął wielki rulon, rozwinął cześć i zaczął swoją przemowę.

- Oczywiście, proszę mówić. Już się niecierpliwię - nieznajomy wyciągnął wielki rulon, rozwinąć jego część i zaczął swoją przemowę.

Cytat:
- Tak znam jego wszystkie imiona, proszę przejść do sedna sprawy. – Przewinął z pół arkusza i ponownie zaczął czytać.

- Tak, znam jego wszystkie imiona, proszę przejść do sedna sprawy - przewinął z pół arkusza i ponownie zaczął czytać.

Cytat:
- …a więc jak już rzekłem, miłościwy król postanowił wszystkich ostrzec. Z zamkowego więzienia uciekła nieobliczalna i żądna mordu wiedźma. Znana pod imieniem Trukia, władca prosi aby każdy z jego poddanych miał przy sobie broń, dopóki nie uda się jej schwytać. To tyle paniczu. Dziękuję za wysłuchanie i nalegam aby pan przekazał tą wiadomość rodzinie i bliskim. Niech światło najjaśniejszej z gwiazd pozostanie w waszych domostwach.- Jak ja nie lubię ich pożegnań, oczywiście najukochańszy władca takie wymyślił i każdy z jego posłańców żegna się w ten sposób.

- ...a więc, jak już rzekłem, miłościwy król postanowił wszystkich ostrzec. Z zamkowego więzienia uciekła nieobliczalna i żądna mordu wiedźma, znana pod imieniem Trukia. Władca prosi, aby każdy z jego poddanych miał przy sobie broń, dopóki nie uda się jej schwytać. To tyle, paniczu. Dziękuję za wysłuchanie i nalegam, aby pan przekazał tę wiadomość rodzinie i bliskim. Niech światło najjaśniejszej z gwiazd pozostanie w waszych domostwach.
Jak ja nie lubię ich pożegnań, oczywiście najukochańszy władca takie wymyślił i każdy z jego posłańców żegna się w ten sposób.
[ostatnie zdanie jest przemyśleniem głównego bohatera, tak? W takim razie powinno być od nowej linijki...]

Cytat:
- Serdecznie dziękuję, udanej podróży. – Pomachałem mu dłonią na pożegnanie gdy znikał już za drzewami.

- Serdecznie dziękuję, udanej podróży - pomachałem mu dłonią na pożegnanie, gdy znikał już za drzewami.
[ciągle to powtarzasz. Gdy kończysz dialog i dodajesz po nim coś jeszcze typu "powiedział" itp, nie dajesz kropki na końcu, a po myślniku zaczynasz zdanie z małej litery. Gdybyś nic nie dodawał po myślniku, wtedy śmiało stawiaj kropkę.

Cytat:
- Podpis i wszystko, dziękuję. Przepraszam za kłopot. Dowidzenia, ach bym zapomniał. Niech światło najjaśniejszej z gwiazd pozostanie w waszych domostwach.

- Podpis i wszystko, dziękuję. Przepraszam za kłopot. Do widzenia, ach, bym zapomniał.

Miałam wypisać wszystkie błędy, ale nie dam rady, wybacz, za dużo ich. :lol:
Ogólnie interpunkcja u ciebie kuleje i to dosyć mocno. Niektóre zdania są trochę bezsensownie sklecone, ktoś wcześniej wspomniał o mieszaniu czasów... To jest wyższa szkoła jazdy, wpleść je do opowiadania tak, by całość wyglądała ładnie i przejrzyście. Tak więc lepiej trzymaj się jednego czasu.

Ogólnie, pomijając błędy, nie jest tak znowu źle. Pisz dalej. Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pyza
PostWysłany: Śro 14:44, 19 Maj 2010 
Trzecie formatowanie
Trzecie formatowanie

Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


uuu Annie. ale się błędów doszukałaś, że też ci się chciało

graficznie i pod względem interpunkcji może faktycznie nie jest super ale według mnie ważniejsza jest treść która jest bardzo dobra.

całość wystarczy dopracować i będzie już w ogóle cud, miód
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chris
PostWysłany: Śro 16:49, 19 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Daleko ^^


Dzięki Postaram się poprawić, błędy. A wiesz zastanawiałem się nad tym czy po myślniku pisać z małej litery czy z dużej, pisałaś z małej i chyba tak jest lepiej Mruga
Tylko z jedną rzeczą się nie zgodzę, z tym ugłaskałem, chodzi o to, że wcześniej wspomniałem, że nastroszyła pióra, więc je przywróciłem do poprzedniego stanu głaszcząc I jeszcze raz dzięki Mruga Jak wam się nie nudzi to mam razem 4 rozdziały, czwarty w trakcie Jeżeli chcecie wiedzieć co dalej, to wstawię rozdział 2 Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Annie.
PostWysłany: Śro 17:08, 19 Maj 2010 
Piąte formatowanie
Piąte formatowanie

Dołączył: 10 Gru 2009
Posty: 435
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Hawaii.


Ach, w sumie... Okej, "ugłaskałem" ewentualnie mogłoby być, chociaż i tak dalej twierdzę, że bardziej przyziemnie brzmiałoby "przygłaskałem".

Zarówno treść jak i wygląd graficzny jest ważny, nie można olewać żadnego z nich. Mruga

Jeśli masz ochotę, to wstawiaj resztę rozdziałów...
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pyza
PostWysłany: Śro 18:47, 19 Maj 2010 
Trzecie formatowanie
Trzecie formatowanie

Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


przychylam się do "przygłaskałem" p

pewnie, wstawiaj.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chris
PostWysłany: Śro 20:52, 19 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Daleko ^^


Rozdział II
Zgodni wyszliśmy na plac przed domem. Zamknęliśmy drzwi wejściowe na klucz. Następnie poszliśmy ścieżką przez las. Za trzy zakręty dalej ukazał się dom Kirsi. Nie zamierzaliśmy wchodzić do środka, więc krzyknąłem.
- Najjaśniejsza pani, twój książę na białym gryfie przybył. – Orwia zaczęła piszczeć ze śmiechu, ja też nie ukrywałem rozbawienia.
- Bardzo śmieszne. Czego chcecie? – Zabrzmiał cieniutki głosik dziewczyny. Kirsi była człowiekiem, ale nie zwykłym. Jej rodzice zajmowali się magią światła, ona poznawała ją od nich. Także można ją uznać za czarodziejkę.
- Mówiłaś, że chcesz wybrać się do miasta. My właśnie idziemy do tej mieścinki. Ruszasz z nami? – Odpowiedź znałem już od dawna.
- Pewnie, zaraz zejdę. Poczekajcie chwilę. Wziąć coś dla was? Mama upiekła ciasto z rozmarynem i mięsem rzeczników.
- Jasne weź dla mnie i Orwi. Czekamy. – Dla uiszczenia rzecznki to takie malutkie rybki, które mają bardzo słodkie wnętrzności.
Za kilka minut wyszła z domu i podbiegła do nas z ciastem. Szybko je zjedliśmy. Pełni radości i uśmiechu ruszyliśmy dalej do Ridobe. Miasto to nie było wielkie, znajdowało się tam parę budowli handlowych. Zamieszkiwało je wiele ras począwszy od orków skończywszy na driadach. Stamtąd można było udać się do Prastarych Siedzib Podniebnych. Pałac króla leżał na drodze przez Bramy Rozkoszy, Moczary Wiweryn oraz Połacie Zlęknionych. To była najkrótsza droga i najbardziej niebezpieczna. Rozważni wybierali obejście tych terenów, co zajmowało więcej czasu. Udawali się tam tylko ci co mieli sprawy urzędowe do załatwienia. Całe szczęście nas to nie dotyczyło.
- Po co idziecie do Ridobe? Jakaś poważna sprawa?
- Nie, skąd. Musimy odebrać miecz ojca od kowala. A ty w jakim celu? – Wiedziałem, że czekała na to pytanie. Uwielbiała mówić co się u niej dzieje.
- Muszę zajść do Tawerny u Centaura. Zapytasz się po co? To ci od razu powiem. Rodzice załatwili dla mnie nowe książki z magii światła. Właśnie tam mamy przyjaciółka, miała je zostawić. A słyszałeś o nowej wieści? O tym, że Turkia uciekła z królewskiego więzienia.
- Tak słyszałem. Był dziś rano u mnie posłaniec.
- Mówił ci, że kieruje się ona w stronę Wiecznych Lasów? Mam nadzieję, że nie przejdzie bezpiecznie przez Moczary Wiweryn. Chodźmy szybko, wolę być w domu najprędzej jak się da.
Dalej szliśmy w zupełnej ciszy. Przez wielkie drzewa przebijały się promienie słońca. Ptaki cudownie śpiewały, cały las tętnił życiem. Gdy doszliśmy do miasta, rozdzieliliśmy się. Ja z gryfem udałem się do kowala, a czarodziejka do tawerny. Idąc głównymi ulicami zwracaliśmy na siebie uwagę. Nie wszyscy mieli okazję zobaczyć gryfa. Te cudowne stworzenia żyją na Górach Orimbi, najwyższych szczytach na kontynencie. I nie często zlatują w niższe tereny. Gdy weszliśmy do kowala, mieliśmy trochę spokoju. Nikt nie patrzył na nas z ukosa, ani zazdrościł. Kowal był starym przyjacielem ojca. Poznali się dawno gdy zostali wciągnięci do armii. Musieli walczyć o suwerenność Wiecznych Lasów. Kowal jest już dość starym krasnoludem, bardzo miła z niego osoba. Wyszedł z zaplecza i obdarował mnie ciepłym uśmiechem.
- Witam cię drogi Dorianie. Wiem co cię sprowadza. Proszę oto miecz, naostrzony i wyczyszczony.
- Dziękuję, ile należy się za robotę?
- Po starej znajomości, tylko 5 złotych monet. Tyle mi wystarczy. Pozdrów ojca i matkę.
- Serdecznie dziękuję. Dowidzenia.
Zapłaciłem i udałem się pod fontannę na placu miejskim. Kirsi już tam czekała. Cała promieniała, najwidoczniej załatwiła swoją sprawę. W blasku słońca jej włosy były jeszcze jaśniejsze. Długie, blond kędziorki wirowały przy podmuchach wiatru. Niebieskie oczy, różowe policzki i przepiękne usta… Wyglądała zjawiskowo.
- Przepraszam cię, ale nie mogę udać się z tobą do domu. Muszę iść do pracy mamy. Mam nadzieję, że się nie gniewasz.
- Nic takiego się nie stało. Polecę na Orwi do domu. Pewnie obiad już gotowy, a wiesz jak moja mama świetnie gotuje.
- Tak to chyba najlepsza kucharka pod słońcem. Pozdrów swoją siostrę, powiedz że wpadnę do niej następnego wieczoru. Do zobaczenia!
Wsiadłem na Orwię, oczywiście za jej zgodą. Rozpostarła karmelowe skrzydła, zakończone białymi piórami. Machnęła kilkakrotnie i unieśliśmy się nad ziemią. Pomachałem przyjaciółce i jak błyskawica ruszyliśmy przed siebie. Mijaliśmy podróżnych, którzy szli lub wracali z miasta. Po krótkim czasie znaleźliśmy się na placu przed domem. Coś mi się nie podobało. Miałem bardzo złe przeczucie. Wytężyłem słuch, usłyszałem jak ktoś ciężko dyszy, ale nie miałem pojęcia kto to może być. Szybkim krokiem ruszyłem do domu. Gryf przestąpił mi drogę. Pochyliłem się trochę, tak aby nasze głowy się dotknęły.
- „Czuję, że ktoś używał tutaj mrocznej magii. Musimy uważać.”
- Dobrze. Zostań zatem na podwórzu, a ja się rozejrzę. Jakby coś się stało krzyknę po ciebie. – Objęła mnie skrzydłem i skinęła głową.
Rozdział III
Powoli uchyliłem drzwi, nie były zamknięte. Bardzo się tym zdziwiłem. W korytarzu leżała powalona komoda i rozrzucone ubrania. Wszedłem na palcach, zza pleców wyciągnąłem łuk i rozciągnąłem cięciwę. Obróciłem się w prawo, kuchnia była cała zdemolowana. Na podłodze leżały sztućce, pobite talerze, rozsypana mąka i inne przyprawy. Mój oddech zatrzymał się. Zza przewróconego stołu wystawała bosa stopa. Szybko znalazłem się u krawędzi blatu. Postać leżała cała w czerwonej kałuży, odwrócona była plecami. Włosy były całe mokre i zakrywały twarz. Nie chciałem wiedzieć kto to leży. Za bardzo bałem się, że to ktoś z mojej rodziny. Minąłem rozwalone miski i pochyliłem się nad zwłokami. Powoli odrzuciłem z twarzy zakrwawione włosy. Serce zatrzymało się. Pękło na pół. To leżała moja matka, miała zmasakrowaną całą klatkę piersiową. Prawie kompletnie nic tam nie było. Przez gardło przeszedł zdławiony krzyk.
- Nie tylko nie to. Dlaczego, dlaczego!? Orwia, pomocy. – W przeciągu sekundy gryf stał nade mną. Moje i jej oczy wypełniły się łzami, wtuliłem twarz w pióra. Dalej krzyczałem.
- „Nie płacz, uspokój się. Trzeba wyjaśnić co tu zaszło.”
- „ Co tu wyjaśniać? Ktoś zabił moją matkę.” – Wrzeszczałem w myślach. Oderwałem się od gryfa. Wstając zobaczyłem, że salon również jest w ruinie. Oddaliłem się od przyjaciółki, która stała ciągle nad zwłokami matki.
- „Orwia. Nie zostawiaj teraz mnie samego, potrzebuję cię przy boku.”
W tym pomieszczeniu leżało również martwe ciało, ale nie było zakrwawione. Gdy podszedłem bliżej okazało się, że to Ginira. Siostra mego gryfa. Miała skręconą głowę, a pokój wypełniały pióra. Coraz gorzej się czułem. Miałem wrażenie, że moje ciało rozpada się na małe kawałeczki. Przypomniałem sobie, że najpierw usłyszałem ciężkie dyszenie. Wytężając słuch znów usłyszałem ten dźwięk. Powoli zanikał, szybko pobiegłem w jego stronę. Dochodził z góry. Jak nigdy schody stanowiły ciężką do pokonania przeszkodę. Nogi miałem jak z mchu, uginały się podemną. Potknąłem się kilka razy. Wpadając na górę rozejrzałem się śpiesznie. W sypialni rodziców leżały w szczątkach pościeli zwłoki, całe zakrwawione. Kończyny były oderwane od ciała. Chciałem zobaczyć kto to, mając nadzieję, że to nie ojciec. Nie mogłem teraz tracić czasu, ponieważ oddech osoby w moim pokoju był bardzo płytki. Wpadłem do niego potykając się o rozwaloną szafę. Za nią leżał mój tato. Miał otwarte oczy, wpatrywał się w sufit. Czekał. Przeczołgałem się do niego w kałużę krwi. Z mojej twarzy ściekały łzy.
- Tato jestem. – Głos drżał, słowa więzły w gardle. – Co się tutaj stało? Dla… dlaczego?
- Co z resztą? Gdzie są? – Wymawiając ciężko słowa, krztusił się krwią.
- Wszystko dobrze, są lekko zranieni. – Nie miałem serca mówić mu co się z nimi stało. Wolałem aby udał się do Doliny Spoczynku z czystymi myślami. – Powiedz co tu zaszło?
- To ta wiedźma. Zaskoczyła nas. Nie mieliśmy jak się bronić, ka… każ… każdy był gdzie indziej.
- Ale dlaczego nas zaatakowała? Dlaczego tu? Tato nie odchodź jeszcze, powiedz mi. – Panika ogarniała moje ciało. – Orwia leć po lekarza.
- Już za późno. To zemsta za… - To były jego ostatnie słowa. Położyłem głowę na jego piersi i rzewnie płakałem, łzy ściekały po policzkach na martwe ciało. Nie przeszkadzało mi to, że leżałem w kałuży krwi. Chciałem aby to mi się tylko przyśniło. Przez dłuższy czas obejmowałem zwłoki.
- Dorian! O tytani, co tu się stało. – Głos lekarza przykuł moją uwagę.
- Jestem na górze w swoim pokoju. – Krzyknąłem przez zaciśnięte zęby.
Szybko znalazł się przy moim boku. Podniósł mnie i przytulił do swego ramienia. Mówił abym się uspokoił. Jak można być spokojnym, gdy twoja cała rodzina leży zabita. Moje serce już nie czuło smutku, wypełniał je gniew i chęć zemsty.
- Kto to uczynił? Czy dobrze się czujesz?
- A jak myślisz? Jak mam się czuć? To ta parszywa wiedźma ich zabiła. Tylko nie wiem dlaczego.
- Przepraszam, głupie pytanie. Twoi rodzice kiedyś zeznawali przed Wysoką Radą. Ich oskarżenia przyczyniły się do zamknięcia Turkii. Podobno ich dane były dobrze ukryte.
- Najwyraźniej nie były. Policzę się z nią. Będzie cierpiała. – Gniew wypełniał każdą komórkę mego ciała. Dłonie miałem ściśnięte w pięści. Cały drżałem, miałem wrażenie że zaraz wybuchnę.
- Zostaw to dla ludzi króla. Nie mieszaj się. To bardzo niebezpieczne.
- Nie powstrzymasz mnie. A jeśli będziesz próbował, zabiję cię. Rozumiesz?
- Tak. Nic nie wiem o twoich planach. Nikomu nie szepnę o twoich zamiarach ani słowa. Pójdę teraz i zawiadomię strażników. Ty rób co chcesz. Żegnaj, mam nadzieję że się jeszcze zobaczymy.
- Żegnaj doktorze. Dziękuję za wszystko. Mam tylko jedną prośbę. Nie mogę zwlekać, muszę udać się w pogoń za nią. Znaleźć sprzymierzeńców. Jeden druh stoi u mego boku. Orwia. – Teraz to ja byłem żądny krwi.
- Proś o co tylko chcesz. Postaram się spełnić twoje życzenie. – Wiedziałem, że mogę mu ufać. Nie znałem go wystarczająco długo, ale miałem tę pewność.
- Pochowaj całą moją rodzinę blisko. Dom doprowadź do porządku. Zapłacę ci za to.
- Spełnię twoje żądanie. Teraz wybacz, ale już pójdę do miasta. Trzeba poinformować odpowiednie organy o tym zajściu.
Skinąłem głową. Wyszedł tak szybko jak tu się znalazł.
- „Orwia, wyjeżdżamy. Natychmiast udajemy się szukać pomocy. Zemsta będzie słodka.” – Nie miałem przyjaciółki w zasięgu wzroku, ale jej myśli wypełniły moją głowę.
- „Wiedz, że jestem z tobą na dobre i złe. Możesz na mnie liczyć. I jak byś nie zauważył przemogłeś się. Rozmawiamy już na odległość. Jestem w pokoju twoich rodziców. Nie przychodź tu. Weź swoje rzeczy i wyjdź z domu. Pragnę abyś nie oglądał tego widoku.”
- Kto tam jest? Powiedz, że to nie ona. Powiedz, że poszła do Kirsi. Proszę, powiedz!
- „Przykro mi, ale to ona. Wezmę mieszek z pieniędzmi. Na pewno nam się przyda.”
- Dobrze. Ja wezmę ciuchy i idziemy. – Krzyknąłem głośno, aby usłyszała mnie jeżeli już zeszła na parter. Moje ruchy były chaotyczne. Szybko starałem się zwijać.
Spakowałem w torbę potrzebne ciuchy. Zapakowałem książkę z zaklęciami mamy, miecz ojca i pierścień siostry. Tylko jej pokój i łazienki były nienaruszone. Wyglądały tak jakby nic się tu nie stało. Jak to możliwe? Powinny być zmienione. A one emanowały spokojem i ciepłem. Wezbrała we mnie nowa fala furii. Wychodząc z domu ucałowałem w policzek zwłoki rodziców. Szybko wybiegłem, chciałem zapomnieć ten widok. Wymazać go z pamięci, pragnąłem pamiętać ich wesołe twarze. Ciepłe oczy, szczery uśmiech w tych tylko sytuacjach, które są najpiękniejsze. Życie jest okrutne i nieprzewidywalne. Obrazy będą mnie męczyły dopóki nie zostanie przelana krew. Gdy rachunki się wyrównają ich dusze spoczną w spokoju. Drzewa migały mi przed oczami, nie mogłem skupić się na jednym punkcie. W głowie krążyło mi wiele myśli.
- „Dorian! Nie pędź tak. Musisz się uspokoić, będziesz zwracał na siebie uwagę. I tak wystarczająco zwracamy uwagę. Proszę. Zatrzymaj się.”–Obróciłem się wokół własnej osi. Nikogo nie było. Gryf nadleciał i zatrzymał się obok. Podbiegłem do niej i wtuliłem się w miękkie pióra.
- Dziękuję ci za to że jesteś. Bez ciebie było by mi o wiele trudniej. Musimy udać się do Prastarych Siedzib Podniebnych, tam jest Krąg Zbrodniarzy. Ojciec kiedyś mi o nim opowiadał. Tam spotykają się osoby wyjęte spod prawa. Nikt dokładnie nie wie gdzie jest ich siedziba. Musimy się dowiedzieć jak najwięcej. Tam znajdziemy sprzymierzeńców.
- „Wsiądź na mój grzbiet, polecimy do pałacu króla. Będę pędzić jak wiatr, pokąd starczy mi sił”
Lecieliśmy przez dłuższy czas. W pewnym momencie Orwia zniżyła swój lot. Wiedziałem, że jest bardzo wyczerpana. Z okolicznych terenów można wywnioskować, że opuściliśmy Wieczny Las. Przed nami rozciągały się mokradła. Trzeba uważać na siebie, mieszkają tutaj niebezpieczne stworzenia. Gdy moja noga stanęła na grząskiej ziemi, od razu poczułem czyjś wzrok. Szybkim, zwinnym ruchem wyciągnąłem łuk. Gryf szedł zdyszany za mną. Słońce zbliżało się ku zachodowi.
- Nie możemy tu zostać. Musimy rozbić obóz, a tu jest niebezpiecznie. – Przytaknęła kiwając głową. Nadal czułem wzrok na ciele. Usłyszałem ciężki oddech, ale nie była to moja przyjaciółka.
Chłodny powiew wiatru poruszył bagienną trawą, wysoką na pół metra. Nie był to zwykły powiew, przyszedł zbyt raptownie. Naciągnąłem cięciwę i w dłoniach rozpaliła się ognista strzała. Zrobiłem szybki zwrot o pół stopy w prawo i puściłem pocisk. Strzała zabłysła i poleciała w pustkę rozjaśniając panującą szarość. Przerażona wiweryna wyskoczyła z zarośli, zamachała potężnymi skrzydłami. Długa szyja oddzielała paszczę, w której usadzone są ostre jak brzytwa zęby. To taka jaszczurka ze skrzydłami, wielkimi pazurami, cała zielona i niebezpieczna. Nacierała w moją stronę. Wiedziałem iż nie odpuści dopóki mnie nie wykończy. Strzelałem nieprzerywanym ruchem w jej stronę, zręcznie omijała pociski. Gdy była wystarczająco blisko wyciągnąłem z pochwy miecz ojca i odskoczyłem na bok. Zaskoczona zatrzymała się w powietrzu metr ode mnie, wystarczająco blisko abym ją dosięgnął. Płynnym ruchem pchnąłem ostrze w jej stronę. Głowa oderwała się od ciała i potoczyła się w zarośla. Cielsko legło na ziemi. I po kłopocie.
- „Dobrze, że szybko zareagowałeś. Pokazałeś kto tu rządzi. Rozpal ognisko. Nie opuścimy dziś moczarów. Będziemy czuwać na zmianę, tak aby nikt nas nie zaskoczył.”
Gdy tylko ogień się pojawił. Wiatr znów powiał i cała okolica wypełniła się krwiożerczymi wiwerynami. Zaczęły nacierać na nas dziesiątki stworzeń. Wiedziałem dobrze, że nie uda mi się pokonać ich wszystkich. Nie miałem najmniejszych szans, liczyłem na łód szczęścia. Musiałby wydarzyć się cud. Ale to nie żadna bajka, tylko rzeczywistość. Mogę liczyć jedynie na siebie i Orwię. Co robić? Dać się pożreć czy walczyć? Podświadomie wybrałem tę drugą opcję.

Rozdział czwarty w trakcie pisania, jak skończę go i zacznę następny to wstawię, ale uprzedzam że to może potrwać, bo teraz nie mam za bardzo czasu żeby się tym zająć Dziękuję za szczere opinie, bardzo mi pomagają i motywują do poprawy tekstów.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Zoey
PostWysłany: Śro 20:54, 19 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5


Fajne mi się podoba Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
pyza
PostWysłany: Czw 17:35, 20 Maj 2010 
Trzecie formatowanie
Trzecie formatowanie

Dołączył: 10 Kwi 2010
Posty: 162
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


jestem pod wrażeniem:]

ale trochę to dramatyczne;p
aż się zdziwiłam, że na początku tak wszystkich wykończyłeś, nikogo nie oszczędzając

ale przynajmniej coś się dzieje:]

2 błędy które rzuciły mi się w oczy: dowidzenia - do widzenia; łód szczęścia - łut szczęścia
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 2
Idź do strony 1, 2  Następny
Forum www.domnocy.fora.pl Strona Główna  ~  FanFiction / Twórczość ogólna

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach