Forum www.domnocy.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   FanFiction / Twórczość ogólna   ~   Czas Śmierci - moje opowiadanko ;]
Zoey
PostWysłany: Czw 17:44, 20 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 17 Maj 2010
Posty: 30
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 1/5


Tak ja też się zdziwiłam że tak dużo umarło osób ale opowiadanie jest super Wesoly
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Distraught
PostWysłany: Czw 21:00, 20 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra


Ekstra. Nie moge się doczekać 4 rozdziału. Mam nadzieje, że niedługo skończysz i wstawisz go tu. Przejęłam się troche 3 rozdziałem a tym bardziej śmiercią jego rodziny. Za jednym zamachem został sierotą.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Ruda.
PostWysłany: Pią 20:17, 21 Maj 2010 
Wybranie

Dołączył: 06 Lut 2010
Posty: 42
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Katowice


Właśnie. Też chciałam wyróżnić ten łut szczęścia
No, no... Nieźle się sprawy toczą...
Trochę się męczę czytając to, bo wciąż przypomina mi się to, co sama pisałam. Niestety... obiecałam sobie, że najpierw skończę jedno xd
Nie martw się... czas w końcu przyjdzie Mruga

Ciekawa jestem co będzie dalej.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Yennefer
PostWysłany: Nie 19:11, 23 Maj 2010 
Trzecie formatowanie
Trzecie formatowanie

Dołączył: 21 Mar 2010
Posty: 158
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: "...To właśnie są, to właśnie Moje Bieszczady!"


Bardzo fajne opowiadanie. Nie wiem dlaczego, ale gdy czytam cały czas mi się nasuwa Wiedźmin, a jak już doszłam do tego fragmentu o wiwernie to zaczęłam się nad tym poważniej zastanawiać. Choć to może dlatego, że mam obsesję na punkcie tej serii Wiedźminowej Mruga
Powrót do góry
Zobacz profil autora
chris
PostWysłany: Pon 22:30, 26 Lip 2010 
Wybranie

Dołączył: 15 Maj 2010
Posty: 99
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Daleko ^^


Rozdział IV
Obrzydliwe stworzenia napierały na nas z każdej strony. Szybko wyjąłem łuk i strzelałem w nadlatujące poczwary, niektóre padały w płomieniach, inne leciały dalej. Orwia zrzuciła z siebie tobołki, które wiozła i w mgnieniu oka podsunęła się do mnie. Nie przeszkadzała mi w strzelaniu, rozumieliśmy się doskonale. W myślach rozbrzmiała mi wypowiedź przyjaciółki:
„Postaram się odciągnąć jak najwięcej tych paskudztw! Ty nie przestawaj strzelać, gdy zbliżą się dostatecznie blisko użyj miecza.” Wyrwała mnie z rytmicznego pociągania za cięciwę. Wiedziałem co ona chce zrobić i nie mogłem na to pozwolić. Odwróciłem się do niej, nie patrząc na nadlatujące wiweryny. Jej błękitne oczy rozbłysły żalem i jednocześnie potęgą. Wiedziałem, że ona zrobi wszystko aby mnie ratować, ja postąpił bym dokładnie tak samo.
- Nie pozwolę ci ginąć za mnie! Rozumiesz? Zostajesz tu ze mną, do końca chcę mieć cię przy sobie, tylko ty mi zostałaś. – Mówiłem tak szybko, jak tylko mogłem. Wyrazy wypadały mi z ust z niesamowitą prędkością. Pokiwała łebkiem ze zrozumieniem. „ Zostanę z tobą, ale jeżeli nie zaczniesz już strzelać to bez różnicy czy zginę tu czy dalej. Za tobą szybko!”
Nie zastanawiając się naprężyłem cięciwę, płonąca strzała wyleciała od razu gdy się odwróciłem. Nawet nie miałem jak spudłować, bo paszcza pełna ostrych jak brzytwa zębów otwarta była na dziesięć stóp ode mnie. Płomień buchnął z paszczy i rozerwał w locie wiwerynę. Jej szczątki, które wzbiły się w powietrze zraniły dwie kolejne, sam zresztą oberwałem w nogę odłamkiem jej długiej, naszpikowanej kolcami szyi. Więc ich jad jest łatwo palny? Pomyślałem z wielką radością, teraz moja przewaga wzrosła. Gdy tylko słyszałem, jak bestia wydaje z siebie syk, wiedziałem że ma otwartą paszczę. Mogłem spokojnie trafić w sam środek tej ohydnej, zielonej mordy. Od razu rozrywało ją na strzępy, raniąc lecące wciąż w moją stronę bestie.
„Nadal jest ich zbyt wiele. Nadlatują kolejne, nie damy sobie z nimi rady. – Pisk i wypowiadane słowa moich myślach nic dobrego nie wróżyły. – Właściwie to powinniśmy błagać o cud, albo liczyć na przelatującego jakiegoś głupiego podróżnika, który… Z twojego prawego boku, szybko! …zechce pomóc nam pozbyć się tego zielonego ustrojstwa.”
Dalej walczyliśmy ramię w skrzydło. Orwia pomagała mi koordynować ruchy, a ja strzelałem ognistymi strzałami. Walczyliśmy już na pewno od trzydziestu minut. A te potworne, skrzydlate węże chyba mnożyły się w locie, bo nadal było ich tyle co na początku, czyli mnóstwo. Czułem, że ogarnia mnie już ból mięśni. Gryf też wydawał się zmęczony, zapewne walką, ale dużą część miał tu nasz lot. Potrzebowaliśmy pomocy i to zaraz. W myślach modliłem się następującymi słowami:
„O pani czystej i urodzajnej ziemi, dodaj mi witalności, która jest w każdej młodej roślinie. Matko rześkiego wiatru, przywiej tu chłodny powiew, który ochłodzi moje gorące mięśnie. Ojcze wiecznego ognia, daj mi siłę która rozpali mnie nowym żarem i będę walczył nie czując bólu. Bogini wody oczyść mój umysł aby pozostał czysty i skupiony wyłącznie na walce. I wy wszystkie inne bóstwa wspierajcie mnie w osiągnięciu celu.” Ojciec nauczył mnie się modlić do bóstw, bo wierzył, że mogą pomóc nam w każdej trudnej sytuacji. Prośbę o przysłanie darów wymyślałem na bieżąco i nieźle się z tym trudziłem. Musiałem słuchać przyjaciółki, rozglądać się za wiwerynami i klecić zdania w głowie. Prawie jak jakiś błazen na scenie, który robi kilka rzeczy naraz. Gdy o tym pomyślałem, od razu uśmiech pojawił się na mojej twarzy, po której ściekały krople potu. Orwia od razu zauważyła moją nagła zmianę. „Czemu się cieszysz? Co się stało? Przecież nadal nie mamy przewagi. Jesteśmy na przegranej pozycji.”
- Jak nie patrzeć tak. Przypomniałem sobie coś śmiesznego i dlatego się uśmiechnąłem. Wiesz nudzi mnie to strzelanie, to tak jakbym strzelał do zbliżających się kukieł. Tylko że tamte nie syczą i nie chcą cię pożreć.
-„Nie masz wyjścia, musisz strzelać, o ile chcesz żebyśmy dalej żyli. Więc niech przestanie cię to nudzić, tylko pokaż co potrafisz. Na lekcjach z mistrzem nie szło ci to zbytnio dobrze. Zresztą teraz też nie zawsze trafiasz w łeb ostroszczękom.”
- To co ja na to poradzę, że one latają to w tę to we w tę! Jak trafię w skrzydła to też padają. – wiatr przeszył świst wypuszczonej ognistej strzały i trafił w skrzydła potworowi. – O tak też chyba dobrze?
-„Oczywiście, że dobrze. Tylko że jak spadną z poranionymi skrzydłami to pełzną w naszą stronę. A co ty myślałeś, że będą leciały w równej linii? Za twoim prawym ramieniem, tylko traw w paszczę. – mówiła już całkiem poirytowana.”
Strzeliłem. Myślałem, że zaraz spalę się ze wstydu. Wiweryna zrobiła unik i trafiłem jej w skrzydło. Upadła na ziemię, otrząsnęła się i zaczęła pełznąć w naszym kierunku. Gryf zaniósł się śmiechem, a ja dobiłem poczwarę ognistym pociskiem. Ta chwila rozluźnienia nie podziałała dobrze na naszą walkę. Odpuściłem trochę w strzelaniu i poczwary zbliżyły się bliżej nas. Musieliśmy się sprężyć, jeżeli mieliśmy jeszcze trochę pożyć. Zerknąłem szybko na gryfa i ona na mnie. Skinęliśmy w tym samym czasie głową, rozumieliśmy się bez zbędnych słów. Teraz bardziej skupiłem się na myślach i walce. Co chwila przez mój umysł przelatywały myśli Orwi. Mówiła zwięźle i szybko. „Lewe ramię”, „Obróć się na godzinę trzecią”, „ Podpełza z południa”. Szybko wykonywałem jej polecenia. Wtem zalała nas nagła fala białego światła. Zmrużyłem oczy i starałem się przez nie coś dostrzec. Słyszałem poruszenie bestii, wiedziałem że nie lubiły światła. W dzień przeważnie siedziały w swoich norach, a w nocy polowały. Ten kto to był, bardzo mi pomógł. Dosłownie to uratował dwa życia i zastanawiałem się jak mu podziękować. Wiedziałem, że zagrożenie minęło, przynajmniej ze strony zielonych smoków. Wytężyłem słuch. Polana zalała się ponownie mrokiem. Słychać było tylko szybki oddech mój i gryfa, oraz równy, rytmiczny przybysza i jeszcze jakieś syczenie. „Jedna została przy życiu i próbuje zbliżyć się do nas od północy. Zabij ją szybko.” Zrobiłem tak jak nakazała mi towarzyszka. Na mokradłach, słychać było teraz tylko trzy stworzenia. Jednym z nich byłem ja, drugim Orwia, a trzecim tajemniczy nieznajomy.
Staliśmy tak przez dłuższą chwilę nie ruszając się z miejsca. Pogrążeni w ciszy. Wokoło panowała ciemność. Przytulona do mego boku, równie zmęczona jak ja stała gryfica, jej łepek spoczywał na moim brzuchu. Lekki pisk odezwał się w moich myślach. Cisza nadal trwała nie naruszona.
-„Powiedz coś wreszcie. Wiesz przecież, że ja nie potrafię. Powiedz, że rozpalisz ogień. Drzewo leży pod twoimi stopami.”
- Przybyszu, dziękuję ci za pomoc. Pozwól, że rozpalę ogień. – Zaraz rozpaliłem strzałę ognia w dłoniach i cisnąłem ją w drewno, które wcześniej przygotowaliśmy. Mrok wokół nas rozjaśnił się. Podszedłem najbliżej ogniska jak tylko mogłem, gryf nie odstępował mnie na krok. Wybawiciel stał nadal w ciemności, nie podszedł do ogniska. – Pozwól, że się przedstawię jestem…
- Wiem kim jesteś. Dorianie. – Jej głos wydał mi się znajomy, była to kobieta, teraz byłem tego pewien. – Nie poznajesz mego głosu?
- Przepraszam, ale nadal mam mętlik w głowie. Nie liczyłem na czyjąś pomoc. Proszę podejdź do ognia. – Przez myśl przemknęła mi myśl, że to wiedźma, która zabiła mi rodzinę.
-„To ona. Udała się w pogoń za nami. Nie wiedziałam, że stać ją na takie poświęcenie.”
Dziewczyna podeszła do ognia. Jej blond włosy, teraz w świetle płomieni wydawały się czerwone. Oczy niebieskie obdarzyły mnie miłym spojrzeniem, a kąciki ust podążyły w górę i ukazały jej piękny uśmiech. Nie mogłem go nie odwzajemnić. To była Kirsi.
- Co tutaj robisz? Jak tu trafiłaś? – Pytania cisnęły mi się do ust. – Jakim cudem wyczarowałaś tak potężne zaklęcie?
- Powoli. Usiądźmy. Wszystko ci wyjaśnię. Bardzo się cieszę, że was widzę i nie dziękujcie mi tak. To nic wielkiego.
Orwia podbiegła do niej i wtuliła się w jej włosy. Oczywiście Kirsi jak zwykle tryskała humorem.
- Ale ja jeszcze nie zdążyłem ci podziękować jak należy. I tak bardzo się cieszę, że nas znalazłaś. Bo bez ciebie to by było bardzo krucho. Ale co tu robisz?
- Przyszłam do ciebie, jak tylko wróciłam z miasta. Zastałam tam strażników i lekarza. Od razu wpadłam do środka, myślałam… - Z jej oczu popłynęła łza. – myślałam, że nie żyjesz. Jak zobaczyłam zwłoki gryfa i twojej matki, o mało co nie zemdlałam. W ostatniej chwili złapał mnie doktor i powiedział, że tylko ty przeżyłeś. Wyjechałeś z miasta „szukać pomocy” jak on to nazwał. Powiedział, że zapłaciłeś mu za uprzątnięcie domu i pochowanie rodziny w pobliżu domu. – Cała się trzęsła, gdy to mówiła. Wiedziałem, że przeżywa to teraz od nowa. Wstałem i usiadłem obok niej. Przytuliłem ją do siebie, a ona wtuliła się w moje ramiona. – Tak dobrze, że ci nic nie jest. Wam nic nie jest.
-„Powiedz jej, że jestem rada iż nas znalazła. Oraz że jest głupia, że narażała się na takie ryzyko. Za to ją podziwiam i uważam za oddaną osobę.” – Przekazałem co do słowa wiadomość od gryfa. Kirsi jeszcze mocniej przytuliła ją do siebie. Ta natomiast owinęła nasze nogi swoim skrzydłem.
- Powiedz mi skąd znałaś takie silne zaklęcie? Przecież rodzice nie pozwalają ci na posługiwanie się tak silnymi zaklęciami. Sami ci wybierają odpowiednie podręczniki. Więc jakim cudem?
- To bardzo proste, ja nie zawsze wpisywałam wszystkie podręczniki co potrzebowałam. Czasem pisałam na liście te do potężniejszych i silniejszych zaklęć, klątw i innych takich. – Spojrzałem na nią z niedowierzaniem. Dlaczego mi nie powiedziała, przecież jestem jej przyjacielem? – I nie dziw się, że ci nie powiedziałam. Musiałam zachować to w tajemnicy przed wszystkimi, bo jakbyś coś prze przypadek powiedział to bym miała przerąbane. Teraz już rozumiesz?
- Tak już teraz tak i nie mam do ciebie żalu, że nie powiedziałaś mi wcześniej.
- Spróbuj mieć żal, to ci go wiesz gdzie wsadzę. Wyprzedzę twoje pytanie. – Jej oczy rozbłysły inteligencją. – Wiedziałam, że poszedłeś szukać sojuszników do walki z tą wiedźmą. A jedynym najbliższym miejscem jest Krąg Zbrodniarzy w Prastarych Siedzibach Podniebnych. A to jest najkrótsza droga.
- Skąd wiedziałaś, że chcę cię o to zapytać? Ale wiedz iż wolę zadawać pytania, bo tak bez pytania głupio się słucha odpowiedzi, na to co właśnie pomyślałem.
- Dobrze następnym razem poczekam na twoje pytanie. Jurto z samego rana musimy wyruszyć.
- Nie idziesz z nami. To nie podróż dla ciebie. Nie możesz się w to mieszać. – Spiorunowała mnie spojrzeniem. Wiedziałem, że nie odpuści.
- Gdyby nie ja to byś dawno tu leżał, dodam że martwy. Więc nie masz nic do gadania.
- Ale…
- Porozmawiamy jutro. Czas już spać, Orwia już zasnęła na moich kolanach. Śpijmy.
Ona chyba nie mówiła poważnie. Chciała zasnąć w samym środku mokradeł. W każdej chwili mogły nadlecieć te stwory. Popatrzyłem na nią i zrobiłem minę jakbym zobaczył Smoka. Nie takiego zwykłego, ale tego o którym tylko piszą w starych legę dach. Nazwanego przez uczonych Smokiem Kryształu. Nie żeby był kryształowy, ale podobno jego legowiskiem były opuszczone kopalnie kryształów. Nikt nie zna jego mocy, ale podobno jest jednym z potężniejszych smoków jakie istnieją.
- Nie mówisz serio. Wiweryny mogą nadlecieć i nas pozabijać podczas gdy będziemy spali. Chyba w twojej główce troszkę się poprzewracało.
- Myślisz, że uczyłam się wyczarowywać smugi światła? Nie jestem głupia, już od kiedy siedzimy chroni nas zaklęcie, jesteśmy jakby pod niewidzialnym namiotem i nic się nie przebije. – Zastanowiła się chwilę, poczym dodała. – No chyba, że magia. Ale w to wątpię. Śpij już.
- Naprawdę mnie zaskoczyłaś. Dziękuję, że się do mnie przyłączyłaś Kirsi. Dobranoc.
- Ja też się cieszę, że zechciałeś mnie w swoich szeregach Dorianie. – Uśmiechnęła się i przymknęła powieki. Poddała się siłom snu. Sam też zaraz zamierzałem zasnąć. Musiałem tylko przeanalizować kilka rzeczy i poukładać to sobie dokładnie w głowie.
Jak nie patrząc było nas teraz troje. Dalej zamierzałem znaleźć Krąg Zbrodniarzy i poszukać sojuszników do walki z wiedźmą, która zabiła moją rodzinę. Mieliśmy przed sobą sporą trasę do pokonania, żeby dotrzeć do Prastarych Siedzib Podniebnych. Potrzebowaliśmy miejsca gdzie moglibyśmy się umyć i wyrzucić przemoknięte krwią ubrania. Znaleźć jakąś karczmę i kupić sporo pożywienia na dalszą drogę. Najważniejsze dbać o siebie. Mętlik w mojej głowie powoli ustępował miejsca porządkowi. Mogłem teraz głęboko odetchnąć, byliśmy otoczeni dość dużą banią mocy, która osłaniała nas przed bestiami kryjącymi się na tych bagnach. Przewracając się na bok poczułem skurcz w nodze. Szybko spojrzałem na spodnie, były całe we krwi. Na początku sądziłem, że to krew wiweryn, ale ich miała bardziej zielonkawy kolor. Spodnie były pokryte czerwonym płynem, podsunąłem się bliżej ogniska żeby zobaczyć nogę. W bok łydki był wbity kolec z głowy wiweryny, przeszedł przez mięsień i kawałek wystawał z drugiej strony. Gdy nie widziałem tej rany, nie czułem żadnego bólu, teraz przeszedł moje ciało szybki dreszcz i palące ciepło od strony nogi. Poczułem teraz wszystko ze zdwojoną siłą. Noga przeraźliwie bolała i paliła ogniem, traciłem dech i nie mogłem normalnie już widzieć, obraz zaczął się rozmazywać. I znów przeszył mnie ostry ból, teraz się nie powstrzymałem i zawyłem. Poczułem, że oba ciała zaczęły się ruszać, a ja nie widziałem już prawie nic poza migającymi płomieniami. Powoli zacząłem odpływać, ból ustępował i robiło mi się niezwykle lekko, kiedy Kirsi przywróciła mnie do poprzedniego stanu. Trzęsła mnie za ramiona i coś wołała, o ile dobrze zrozumiałem pytała się co się stało.
- Ahhh... – nie mogłem nic powiedzieć, jakby język odmawiał posłuszeństwa. Ale próbowałem dalej coś wykrztusić. – No… nog… noga. Ahh!
Ręką wyszukałem ręki przyjaciółki i pokazałem jej nogę, gdy ta musnęła palcami miejsce gdzie wbity był kolec, poczułem jakby wbiła tasak obok kolca. Nie rozumiałem dlaczego tak nagle zrobiło mi się źle, czemu nic nie czułem na początku? Nie wiedziałem co o tym myśleć, zresztą mało już myślałem. Znowu ogarnęła mnie ciemność, ale teraz nadal wyczuwałem ból, lecz nie taki ostry jak poprzednio. W myślach usłyszałem głos Orwi. „Zaśnij, my jak najszybciej znajdziemy lekarza. Kirsi postara się podtrzymać twoje życie swoją magią. To jad wiweryny, który był w kolcu dostał się do twojego krwioobiegu. Musimy się spieszyć nie zostało wiele czasu, a nie chcę cię stracić.” Po tych sowach znikła z mojego umysłu i zapadła cisza i ciemność. Nie wiedziałem już co się ze mną dzieje. Równie dobrze mógłbym wylądować w paszczy smoka, a zapewne czułbym to samo. Ciemność, wszędzie ciemność. Pustka i nieogarnięta chęć snu. Chyba zasnę.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Distraught
PostWysłany: Sob 19:37, 09 Paź 2010 
Wybranie

Dołączył: 11 Kwi 2010
Posty: 76
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5
Skąd: Jelenia Góra


Ahh! Super Wesoly. Strasznie mi sie spodobal kolejny rozdzial. Kiedy bedzie 5 ?
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 2 z 2
Idź do strony Poprzedni  1, 2
Forum www.domnocy.fora.pl Strona Główna  ~  FanFiction / Twórczość ogólna

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach