Forum www.domnocy.fora.pl Strona Główna
Autor Wiadomość
<   FanFiction / Twórczość ogólna   ~   Niespodziewane koleje losu
Pru
PostWysłany: Czw 16:17, 18 Kwi 2013 
Wybranie

Dołączył: 16 Kwi 2013
Posty: 1
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5


Dobra, przyznaję, że na samym początku nie wiedziałam, gdzie to coś umieścić. W dziale obok, Kąciku Pisarza, były sesje, toteż... Stwierdziłam, że zakwalifikuję to tutaj, ponieważ jest to coś, co faktycznie odbywa się w jakiś bardzo ogólnych realiach Domu Nocy, ale to historia pisana moją bohaterką z jej problemami. Takie dowartościowanie siebie, zapewne, heh. c:

Wrzucam, bo liczę na zdrową krytykę (lub przeczytanie chociaż przez kogoś <3 Takie pustki tu na forum~ ). Za wszelkie błędy przepraszam, lecz liczę na wytknięcie ich, nie bez przyczyny jest przecież edytuj. Och, prawie zapomniałabym - to moje pierwsze podejście, do publikacji czegoś dłuższego...

Prolog

Kocham jesień. Tą przybraną w czerwono-złote liście, pomalowaną ostatnimi ciepłymi promieniami słońca; wypełnioną pierwszymi, jeszcze przyjemnymi dniami w szkole. Ale tej pochmurnej nie znoszę. Z nieba litrami leje się zimny deszcz, mgła spowija całe miasta, a ludzie stają się nieszczęśliwi.
Tak właśnie wtedy było. Wlokłam się przemokniętą uliczką, oświetlona tylko przez sporadyczne latarnie i księżyc w pełni. Choć akurat mrok mi nie przeszkadzał. Od dziecka lubiłam noc. Uwielbiałam chodzić po ciemku, wracać późno do domu i długie godziny nie spać. Jakieś pięć godzin temu dowiedziałam się dlaczego...
Obecnie nie padało, lecz dopiero przed chwilą skończyła się burza. Moje wypastowane na glanc, czarne martensy stąpały po brudnych kałużach, powodując na samą myśl o tym nieprzyjemne dreszcze. Ciągnęłam za sobą pokaźnych rozmiarów walizkę, cicho wystukując plastikowymi kółkami tylko sobie znaną melodię. Nie słuchałam muzyki, co miałam w zwyczaju, gdy spacerowałam sama. Wyjątkowo nie była mi ona potrzebna, ze względu na to, że musiałam pomyśleć. Niestety im bardziej zagłębiałam się myślami w sytuację, w której się znalazłam, tym bardziej wydawała mi się ona chora i nienormalna. Nie, żebym była zdezorientowaną, przerażoną nastolatką - do takich zdecydowanie nie należałam; zawsze moim głównym celem i sposobem życia było zachowanie zimnej krwi. Westchnęłam, rozglądając się.
W delikatnym świetle ulicznej latarni, lśniły mokre, na wpół rozłożone liście. Drzewa nieco chyliły się pod wpływem wiejącego wiatru. Mnie też rozwiewał włosy. Tego akurat w wietrze nie lubiłam; roztrzepane włosy doprowadzały mnie do szału. Wtem usłyszałam głośne krakanie. Zza mnie wyleciał ogromny – jak na swój rodzaj – kruk. Uśmiechnęłam się lekko, zastanawiając się, czy to dobry znak. Ludzie mówili, iż kruki to złe, podstępne ptaki. Ja jednak tak nie uważałam, gdy przyglądałam się stworzeniu jednocześnie Nocy oraz Ciemności. Wszyscy powiedzieli by, że to samo i nie ma w tym różnicy. Prawdę mówiąc, była zasadnicza. Drapieżnik przekręcił główkę, studiując mnie bacznie, pokazując swoje niezwykle mądre oczy. A może to jest... Przemknęło mi przez głowę, a usta wykrzywiły się w grymasie tłumiącym śmiech. Niezgrabnie go przepędziłam, przypominając sobie, ile mam czasu oraz jednocześnie patrząc na zegarek. 18:24. Należało się pośpieszyć. Chwyciłam rączkę walizki, która puściłam, aby popatrzeć na ptaka.
Ruszyłam z bardziej dziarskim nastrojem, nie zważając na otaczający mnie smutek. Nucąc pod nosem piosenkę Adele Someone Like You świat stawał się trochę przyjaźniejszy, a myśli trochę mniej zagmatwane, pomimo smutnego przekazu nagrania. Chociaż nie słucham tego gatunku, a preferuję ostrzejsze brzmienie, jestem bardzo muzyczna, dlatego też różne utwory wpadają mi w ucho. Ba! Potrafię z uwagą nawet śledzić symfonie Chopina... No, do któregoś momentu na pewno.
Przypominały mi się czasy, kiedy życie było dużo łatwiejsze. Wspominałam radość ze średniej 4.92 na pierwsze półrocze w pierwszej klasie gimnazjum, wspólny wypad na lody na ulicę Długą w celu świętowania związku mojej przyjaciółki z jej od dawna upragnionym '' jedynym '' i najwspanialsze wakacje w moim życiu. Raczyłam się tym co się działo w drugiej i trzeciej klasie oraz dostaniem się do jednego z najlepszych liceów w Gdańsku. Aż do momentu, kiedy to wszystko diabli wzięli, a ja stanęłam pod wysokimi na dwa i pół metra bramą oraz murami.
Miejsce przy którym się znajdowałam było imponujące. Mur i budowla za nim były zbudowane z czerwonej cegły. Wszystko wyglądało, jakbym przeniosła się dwa wieki wstecz i jednocześnie wciąż pozostawała w XXI wieku. Przypominając sobie, że nie jestem tu w celu podziwiania architektury, wcisnęłam guzik domofonu. Nie czekając dłużej niż parę sekund, brama się otworzyła, wpuszczając mnie do środka. Pociągnęłam za sobą bagaż, idąc kolejną zamokłą alejką. Ku mojemu nieszczęściu, szybko dotarłam pod kolejny ogromny obiekt, jakim były drzwi. Ostrożnie zapukałam w dębowe drewno. Zanim jeszcze zobaczyłam postać, która mi otworzyła, usłyszałam jej rytmiczne i energiczne kroki, odbijające się pośród głuchej ciszy, która mnie otaczała. Gdy jedno ze skrzydeł się uchyliło, wpuszczając na podłoże na którym stałam, cienką stróżkę światła, moim oczom ukazała się wysoka, zgrabna wampirzyca.
Miała ciemne, wręcz czarne loki i idealnie pasujące niebieskie oczy. Półksiężyc na jej czole był wypełniony, a wokół twarzy zawijały się wesołe tatuaże, przedstawiające dwa słonie. Wyglądała na zarówno władczą, jak i miłą. Uśmiechnęła się do mnie pokrzepiająco.
- Witaj w naszym Domu Nocy. Wejdź, nie stój na dworze – wpuściła mnie do środka.
Wyglądało to jak hol, zresztą ładnie umeblowany. Podłoga wyłożona była ciemnymi, również dębowymi panelami. Ściany pomalowane były na przyjemny chabrowy kolor. Musiałam wyglądać na zaskoczoną, bo od razu przeszła do wyjaśnień.
- Pewnie nie wiesz, co się stało i co tu robisz? - spytała troskliwie.
- Nie. Wiem, wiem – odpowiedziałam, przechylając głowę to w jedną, to w drugą stronę, starając się zarejestrować jak największą liczbę szczegółów tego korytarza. Odpowiedziałam zwykłym dla mnie, nieco sarkastycznym tonem - Właśnie zostałam Naznaczona. Teraz będę tu mieszkać i albo zamienię się w wampira, albo umrę. Świetna perspektywa na przyszłość, uwielbiam, jak moje życie jest zagrożone. Jakby kleszcze mi nie wystarczały.
Wyczuła motyw mojej zgryźliwości, mrugając ze zrozumieniem. Chyba jeszcze nie podpadłam jej moją osobowością. Jeszcze.
- Google czy książka? - spytała podejrzliwie.
- Zdecydowanie książka. Czytanie to jedna z wielu moich pasji.
- Dobrze gościć kolejną doświadczoną adeptkę, oraz miło wiedzieć, że sztuka czytania nie zanika wśród młodzieży. Przynajmniej tej Naznaczonej – dodała po chwili. - Myślałaś kiedyś o tym, iż możesz skończyć jak Zoey?
- Jak Zoey? - udałam przerażenie. - Chodzi o to, że nagle zostanę wybrana, by przenieść się do Domu Nocy i stać się wampirem, czy abym musiała borykać się ogromną mocą i aby uganiał się za mną czarujący i śmiercionośny upadły anioł? - jak ja mogłabym żyć bez ironii i sarkazmu? Oraz, dlaczego ludzie w ogóle mnie lubią? Ach, nad tym przecież nie muszę się zastanawiać. Wcale nie lubią.
- Oby tylko to pierwsze – zachichotała, śmiejąc się dźwięcznie.
- Więcej; marzyłam o tym. Chciałam zostać adeptką, uczyć się w Domu Nocy, a później stać się wampirem i żyć setki lat. Tylko wtedy nie myślałam, że to się może zdarzyć naprawdę – zaakcentowałam ostatnie trzy słowa. - Trzeba było uważać na życzenia...
- W pewnym sensie, dokładnie tak. Z drugiej strony, dzieckiem Nocy miałaś być już od dawna . Rodzimy się tacy. Właśnie, z powodu tej całej pogawędki, zapomniałam ci się przedstawić. Nazywam się Elisabeth i jestem tutaj Najwyższą Kapłanką. Możesz mówić mi po imieniu.
Skinęłam głową w celu oznajmienia jej, że przyjęłam to do wiadomości. Ruchem ręki wskazała mi, abym usiadła na stojącej niedaleko ławie. Posłusznie pomaszerowałam do siedzenia i wykonałam daną mi czynność. Przysiadła obok.
- A ty jak chcesz się nazywać?
- Zastanówmy się – przyłożyłam palec wskazujący do brody naśladując teatralny ruch myślenia. - Samantha Midnight.
- Jesteś pewna? Wiesz, że później już nie będziesz mogła tego zmienić?
- Żartujesz? - zapytałam zdecydowanie niegrzecznie. Zapamiętać na przyszłość – okazywać większy szacunek Kapłance. - Em, przepraszam. Znaczy się, ja już dawno wymyśliłam sobie takie imię i nazwisko. Wtedy, kiedy marzyłam by być adeptką... O bogini, jakie to żenujące.
- Nie masz za co przepraszać – odpowiedziała spokojnie. - W zasadzie cieszę się, że jesteś tu inna niż większość dziewczyn na początku. Siedzą cicho i nieśmiało przytakują na moje słowa. To trochę niekomfortowe, tak z nimi rozmawiać.
- Ufff... - westchnęłam. - Teraz wiem, że przynajmniej nieco się wyróżniam. W sumie nic nowego. Hu hu - mruknęłam ironicznie, udając zapał.
- Tak - stwierdziła przeciągle. - Najwyższa pora, byś zadomowiła się w swoim pokoju, jeśli chcesz zdążyć na lekcje.
- A muszę...? - w obecnym momencie coś mi się nie uśmiechało, aby po całym dniu pełnym wrażeń iść siedzieć w szkole kolejne parę godzin. Moja poprzednia szkoła, a zresztą.
- Musisz – uśmiechnęła się ponownie. - Chodź za mną. W międzyczasie omówimy parę spraw.
Wstała, a ja podążyłam za nią. Przeszłyśmy przez dosyć długi hol i wkroczyłyśmy przez już normalnych rozmiarów drzwi. Kolor podłogi i ścian się nie zmienił, za to na ścianach w równych odstępach pojawiały się drzwi z numerami – jak się domyśliłam sale lekcyjne.
- Okej – zaczęła. - Potrzebujesz mentora lub mentorki. Myślę, że Natasha będzie dla ciebie idealna. Uczy literatury – poczułam jak w moich oczach zaczynają błyszczeć iskierki uciechy – w sali dwadzieścia jeden. Spotkaj się z nią w najbliższym czasie. Postara się ci wyjaśnić te sprawy, których pomimo wszystko nie rozumiesz.
- Acha... - przytaknęłam, spoglądając po tematycznych gablotach kolo klas.
- Twój pokój jest na drugim piętrze w żeńskim akademiku. Pokój numer trzynaście. Szczęśliwy – odwróciła głowę, patrząc przez ramię.
- Też tak uważam – rzuciłam. Wyszłyśmy na chwilę na dwór, by dotrzeć do budynku, o którym wspominała. Stanęłyśmy w czarno-czerwonym przedpokoju.
- Masz dwie współlokatorki – kontynuowała. - Mam nadzieję, że się polubicie. Lekcje zaczynają się o 20.00, kończą o 3.45, przerwa obiadowa trwa 45 minut. Śniadanie o 19.15, kolacja o 9.15. Przyswojone?
- Tak – odparłam bez zastanowienia.
- W porządku. Miłego dnia – powiedziała i wyszła nim zdążyłam powiedzieć ,, Do widzenia ''. Lub jakiś inny tekst, który muszę przyswoić oraz zacząć się nim posługiwać.
Z głębokim westchnieniem, uginającym się od nowości mojego teraźniejszego świata powlokłam nogami na górę schodów, jednocześnie patrząc na zegarek na mojej dłoni. 18:58. Czas zacząć nowe życie.
Powrót do góry
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)

Zobacz następny temat
Zobacz poprzedni temat
Strona 1 z 1
Forum www.domnocy.fora.pl Strona Główna  ~  FanFiction / Twórczość ogólna

Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu


 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach